29 listopada 2015

O zużytych produktach słów kilka #3

Cześć!
Wciąż wierna idei zużywania produktów do końca przybywam z kolejną odsłoną projektu denko! Zapraszam na kilka recenzji kosmetyków, z którymi się żegnam. 

O moich ulubionych płatkach kosmetycznych Carea mówię za każdy razem - są dobre, nie rozdwajają się i nie zostawiają pyłu, w przeciwieństwie do płatków Tibelly, które zachowywały się dokładnie odwrotnie i których nie polecam. Poza tym były bardzo szorstkie i nie nadawały się do zmywania makijażu oczu. Chusteczki odświeżające Go cherry przyjemnie pachniały wiśnią i były dobrze nasączone. Przydatne przy makijażu i nie tylko.
 
Do pielęgnacji twarzy zużyłam także oliwkową wodę tonizującą, której recenzję znajdziecie TU oraz płatki pod oczy Eyeye, które oprócz schłodzenia powiek nie zrobiły nic. Szkoda zachodu.
 
Kolorówka także zużywana jest na bieżąco. Podkład Rimmel Wake me up to mój wieloletni ulubieniec, choć ostatnio dzieje się z nim coś niedobrego i nie wygląda już tak dobrze na twarzy, jak kiedyś. Spróbuję jeszcze nowej wersji z witaminą C i zdecyduję czy go lubić czy zapomnieć. Korektor Art scenic od Eveline to totalna porażka - nie kryje, zbiera się w załamaniach i nie rozświetla. Słaby. Puder Clinique (Blended Face Powder) to kosmetyk, z którym się długo męczyłam i w końcu się poddałam. Wyglądał źle, bez względu na to jaki podkład czy krem pod niego położyłam. Próbowałam go wklepywać, omiatać nim twarz, ale nic to nie dawało. Za każdym razem się ważył, podkreślał pory i wszelkie niedoskonałości skóry. Zostawiał też na skórze nierówno rozłożony żółty pigment. Brązer W7 Honolulu to mój ulubieniec. Ma chłodny odcień, ładnie się rozciera i jest niedrogi. Czego tu nie lubić? Kamuflaż od Catrice znają już wszyscy. Ja także go lubię, choć nie wychwalałabym go pod niebiosa, bo znajduję kilka jego wad. Lubię go używać do zakrywania prześwitujących żył w okolicach wewnętrznych kącików oczu. Nie nadaje się na wypukłe niedoskonałości, bo dodatkowo je podkreśla.
 
Tusz do rzęs Volume Expert 200% marki La luxe to bardzo przyzwoita maskara w dobrej cenie. Ładnie rozczesywała rzęsy i nie osypywała się. Szkoda, że trudno dostępna, choć wciąż liczę na to, że Biedronka ponownie wprowadzi je do sklepu. Zestaw cieni do podkreślania brwi Catrice bardzo lubiłam i uważam, że to dobry produkt, choć teraz wolę kosmetyki kremowe. Cienie miały neutralne kolory, paletka była funkcjonalna, bo zawierała dodatkowo pędzelek, szczoteczkę, pęsetę i lusterko. W tej grupie cenowej to naprawdę dobra opcja. Ukochałam sobie także żelowy eyeliner od essence w brązowym kolorze - niestety wycofany. Bardzo żałuję, bo w asortymencie innych marek nie widziałam tak ładnego, naturalnego brązu z drobinkami. Jeśli taki znacie dajcie znać! Dodatkowo był trwały i nie odbijał się. Nie polubiłam się z kolei z kredką Oriflame w kolorze Nude. Prócz absolutnie pięknego beżowego koloru, bez tonów różowych czy żółtych, nie ma żadnych plusów. Trzeba ją temperować, ciężko się nakłada a w ciągu dnia schodzi z linii wodnej na dolną linię rzęs i tam brzydko osiada. Szkoda, bo kolor obiecujący.
 
Donegal - zmywacz wybielający z ekstraktem z cytryny to mój ulubieniec. Dobrze zmywa, nie rozmazuje lakierów po całych paznokciach i nie śmierdzi aż tak bardzo. Polecam. Luksusowy krem-serum do rąk i paznokci Eveline nie jest wcale niczym luksusowym. Intensywnie i długo pachnie, więc może drażnić.  Nawilża przeciętnie i jest bardzo rzadki, więc należy uważać podczas aplikacji. Szału nie robi.
 
Zużyłam także ostatnie kapsułki do włosów marki Safira. Były to takie olejowe rybki, które miały nawilżać włosy. Działały u mnie jak większość olejów, czyli odżywiały, sprawiały, że pasemka były miękkie i błyszczące. Mają jednak bardzo intensywny, irytujący zapach, którego nie mogłam znieść. Ponadto nie są zbyt tanie w porównaniu do innych olejów. Raczej już po nie nie sięgnę. 
 
Produkty do ust także udało mi się znaleźć w tym zestawieniu. Pierwszy to malinowe masełko do ust Nivea, które było paskudne, sztuczne, nieprzyjemne i z nieciekawą konsystencją. Dziwi mnie to, bo wariant wanilia i makadamia był powalający pod każdym względem. Drugi produkt to pędzelek do ust marki Lancrone, który służył mi dzielnie kilka lat. Niestety włosy się połamało i muszę się z nim pożegnać. Idealnie sprawdzał się do nakładania trudnych pomadek, był ładnie wyprofilowany i można było go wrzucić do torebki, gdyż miał pokrywkę/etui.

Do codziennej pielęgnacji zużyłam Lactacyd - emulsję do higieny intymnej i jestem nią zachwycona. Odświeża, nie podrażnia delikatnej skóry i jest bardzo wydajna. Obok leży płyn do płukania jamy ustnej Smile white z Biedronki, którego więcej nie kupię, ponieważ miał bardzo mocny, wypalający buzię smak. Dla mnie zbyt intensywny.
 
Dna sięgnęły także jedne w moich ulubionych perfum. Love potion od Oriflame to zapach niebanalny, gorący i głęboki. Jest tam nuta czekolady i wiśni. Pachnie hipnotyzująco i długo. Moja przyjaciółka raz zapytała mnie czemu pachnę cukiernią, więc przyjmijmy, że są słodkie ;)

To już wszystko. A jak Wam idzie zużywanie? Dajcie znać!


Miłego dnia!

26 listopada 2015

Shinybox - październik 2015



Cześć!

Przybywam pokazać Wam zawartość październikowego Shinyboxa! Pudełko pod hasłem Think pink i nawiązujące do walki z rakiem piersi niewiele ma, w moim mniemaniu, z samą akcją wspólnego.  Ale do rzeczy. W pudełku znalazłam trzy pełnowymiarowe produkty, cztery miniatury i jeden kod rabatowy. 



Diadem - Róż rozświetlający do policzków
produkt pełnowymiarowy 14,50 zł/6,5 g (nr 09)

Wibo - Tusz do rzęs Queen size
produkt pełnowymiarowy 8 zł/11 g

Delia - Roll-on pod oczy
produkt pełnowymiarowy 12 zł/15 ml

L'occitane - Odżywka do włosów Cytrusowa werbena
miniatura 50 ml, 68 zł/250 ml


L'occitane - Szampon do włosów Cytrusowa werbena
miniatura 50 ml, 59 zł/250 ml


Sumita - Kredka do oczu
miniatura 0,7 g, 75 zł/1 szt. (czarna)
Clarena - Kawiorowy krem do biustu z efektem Push up
miniatura 30 ml, 76 zł/200 ml



Co myślę o pudełku? Jest słabe. Wolałabym jeden produkt pełnowymiarowy lepszej marki np. krem do biustu Clarena w dużej pojemności, zamiast trzech produktów marek z niskiej półki. W moim mniemaniu najlepszym produktem z pudełka jest czarna, żelowa kredka Sumita, ale jest to bardzo subiektywne, ponieważ akurat nie mam czarnej kredki, a bardzo lubię takowej używać. Owszem, zużyję wszystkie produkty, ale nie zrobiły one na mnie wrażenia. Może następnym razem ;)

A co Wy o tym myślicie? Przypadło Wam do gustu czy nie?


Miłego dnia!

8 listopada 2015

O zużytych produktach słów kilka #2



Cześć!
Zapraszam Was na kolejną część historii o zużytych produktach.

Płyn dwufazowy od Delii był totalnym przeciętniakiem. Zmywał makijaż, ale nie w 100%, nie szczypał w oczy i nie pozostawiał na nich mgły. Można po niego sięgnąć, ale nie jest to jakiś niebywały hit. O płynie dwufazowym Ziaji z serii Liście zielonej oliwki pisałam już TU, więc nie będę się powtarzać. Czarne mydło stosowałam do mycia twarzy. Było bardzo wydajne, więc zdążyłam sobie wyrobić o nim zdanie. Jest to produkt mocno oczyszczający, jednak równie mocno wysuszający. BARDZO szczypie w oczy, o czym dowiedziałam się po pierwszym użyciu. Pozostawia skórę ściągniętą i trzeszcząca przy dotyku, jakby była taflą szkła. Dziwny produkt, ale do stosowania raz w tygodniu się nadaje.

 

Maseczki mam cztery, co dziwi, uwzględniając fakt, że masek nie lubię. Dwie z Ziaji z serii Liście zielonej oliwki. Zielona, czyli regenerująca nie robiła nic, czyli jej nie polecam. Biała z kolei jest w porządku, ładnie oczyszcza buzię i poprzedzona peelingiem daje naprawdę fajny efekt. Etre belle maska kolagenowa przyjemnie nawilżała skórę, ale był to efekt bardzo krótkotrwały. Musiałabym stosować ją codziennie, a jest na to zbyt droga (ok. 10 zł). Organic shop algi i błoto z Morza Martwego to maska, w której pokładałam duże nadzieje ze względu na naturalny skład. Niestety, bez jakiegokolwiek efektu. Szkoda.

 

Kremów do twarzy zużyłam tyle, że zastanawiam się, czy jakieś chochliki mi jej nie podkradają. Tołpa do suchej skóry to bardzo ciekawa pozycja. Gęsty, wydajny i dobrze nawilżający krem w aluminiowej tubce. Niewykluczone, że do niego wrócę. Skoncentrowany oliwkowy krem fotoochronny z Ziaji serii Liście zielonej oliwki niby był w porządku, ale szczypał w oczy nawet mimo omijania tych okolic. Drażniło mnie to do tego stopnia, że pod koniec tubki już go przeklinałam. Odżywczy krem na noc z Yves rocher Nutritive vegetal na początku mi się podobał, jednak jego zapach zaczął mnie drażnić i chyba nie sięgnę po niego ponownie, mimo niezłego nawilżania. Horrendalnie drogi krem kolagenowy od Thalgo to coś, na czym się zawiodłam. Miał być hiperdobry, a był hiperprzeciętny i śmierdział typowym kremem przeciwzmarszczkowym. Nic ciekawego - ani nie napinał skóry, ani nie wygładzał, ani nie nawilżał. Słabizna. Arkana Sakura sensitive cream miał podejrzanie zielony kolor, dziwny zapach (trochę jakby zawierał kwas salicylowy) i nie robił nic ciekawego. Z całą pewnością go nie kupię.

 

Dorzucam tu dwa zapachy do domu od Yankee candle. Zużyłam wosk Fireside treats, który był pomieszaniem gumki do ścierania z mojego dzieciństwa i proszku do prania. Na tyle zaskakująco fajna mieszanka, że chętnie kupię go ponownie. Drugie pachnidło do sampler świeczki Waikiki melon - cudownie słodki i świeży zapach. Niestety pachniał tylko wtedy, kiedy nie był zapalony.

 

Zużyłam kilka próbek, jednak zainteresował mnie z nich tylko olejek NUXE, który zakupię w pełnowymiarowej wersji. Próbki podkładu Vichy tak śmierdziały alkoholem, że aż szczypało w oczy. Brrr.
 A co Wam udało się zużyć ostatnio? 
 Miłego dnia!