18 lutego 2016

Oriflame - krem uniwersalny Tender care

Cześć!
Uwielbiam balsamy do ust. Nie dlatego, że jakoś szczególnie ich potrzebuję ze względu na stan moich warg, po prostu lubię uczucie jakie dają. Na rynku takich produktów jest zatrzęsienie, sama mam ich sporo, a na liście zakupów znajdę jeszcze ze cztery. Który wybrać? Może ta recenzja nieco zawęzi zakres poszukiwań. Zapraszam!
Przychodzę z recenzją kremu uniwersalnego Tender Care marki Oriflame, który większości użytkowniczek służy głównie jako balsam do ust. Jest to niejako sztandarowy produkt tej firmy, więc moje oczekiwania wobec niego są duże. Zacznijmy od technicznej strony - mazidło zamknięte jest w estetycznym, zaokrąglonym słoiczku z wytłoczonym na górze symbolem tej serii. Jest go w środku 15 ml i kosztuje  (zależnie od katalogu) od 10 do 25 złotych. Podstawowy wariant to różowy słoiczek i balsam bezzapachowy, jednak dostać można także inne wersje m.in. kokosową, wiśniową, waniliową, karmelową, jagodową, które są mniej lub bardziej limitowane.
Ja jestem/byłam posiadaczką pięciu kolorowych beczułek i są/były to: karmel, wanilia, wiśnia, kokos oraz wersja podstawowa. O ile pierwszą, różową nie pocieszyłam się zbyt długo (moja Tośka [suka rasy husky] również uwielbia kosmetyki, w związku z czym ten jeden zeżarła), o tyle pozostałe służą mi dzielnie. Wszystkie te balsamy, w moim mniemaniu, są takie same. Różnią się oczywiście zapachem i opakowaniem, jednak w środku mają dokładnie taką samą konsystencję, dają identyczne odczucie na ustach. Nie będzie więc dziwnym, że opiszę je grupowo.
Balsamy są miękkie i bardzo śliskie na ustach. Mają niewielkie grudki, które rozpuszczają się pod wpływem ciepła warg. Nie powiedziałabym, że nawilżają, raczej, że chronią przed dalszym wysuszaniem i czynnikami zewnętrznymi. Sprawiają też, że znika dyskomfort popękanych warg, więc i nie chce się przez to przy nich dłubać, jak niektórzy mają w zwyczaju. Wersje limitowane powalają zapachami, nie wiem którą z nich lubię najbardziej (chyba kokos ;)). Niestety dość szybko znikają z ust. Z pewnością minusem dla wielu osób będzie też kwestia wątpliwej higieny, gdyż w słoiczku trzeba grzebać palcem. Dlatego też polecam, by był to kosmetyk domowy, nie torebkowy ;) Warto wspomnieć, że wiele osób używa ich jako natłuszczaczy na suche partie twarzy np. skórki wokół nosa, jednak ja nie porwałabym się na to, gdyż w środku są aż trzy odmiany parafiny, trójglicerydy i lanolina, które bywają dla cery niezbyt przyjazne. Krótko mówiąc są to przyjemne balsamy do stosowania w domu, jednak cudów się po nich nie spodziewajmy. Za cenę 10 złotych warto spróbować, za 25 absolutnie nie polecam.
Dajcie znać co Wy o nich myślicie!

Miłego dnia! 

5 komentarzy:

  1. Jeden z pierwszych moich balsamów, miałam wersję podstawowa i była ok :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam kilka wersji zapachowych i co prawda nie są złe, ale znam lepsze produkty tego typu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś to był kultowy kosmetyk a teraz... nie wiem czy coś w nim zmienili czy już mają za dużą konkurencję, na której tle wypadają blado.

    OdpowiedzUsuń
  4. Legenda :) kiedyś kupowałam, teraz właściwie Ty mi go przypomniałaś :) Obserwuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd się przyznać ,ale nigdy nie miałam :P

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)