Cześć!
Uwielbiam
balsamy do ust. Nie dlatego, że jakoś szczególnie ich potrzebuję ze względu na
stan moich warg, po prostu lubię uczucie jakie dają. Na rynku takich produktów
jest zatrzęsienie, sama mam ich sporo, a na liście zakupów znajdę jeszcze ze
cztery. Który wybrać? Może ta recenzja nieco zawęzi zakres poszukiwań.
Zapraszam!
Przychodzę z recenzją kremu uniwersalnego Tender Care marki Oriflame, który większości
użytkowniczek służy głównie jako balsam do ust. Jest to niejako sztandarowy
produkt tej firmy, więc moje oczekiwania wobec niego są duże. Zacznijmy od
technicznej strony - mazidło zamknięte jest w estetycznym, zaokrąglonym
słoiczku z wytłoczonym na górze symbolem tej serii. Jest go w środku 15 ml i
kosztuje (zależnie od katalogu) od 10 do
25 złotych. Podstawowy wariant to różowy słoiczek i balsam bezzapachowy, jednak
dostać można także inne wersje m.in. kokosową, wiśniową, waniliową, karmelową,
jagodową, które są mniej lub bardziej limitowane.
Ja
jestem/byłam posiadaczką pięciu kolorowych beczułek i są/były to: karmel,
wanilia, wiśnia, kokos oraz wersja podstawowa. O ile pierwszą, różową nie
pocieszyłam się zbyt długo (moja Tośka [suka rasy husky] również uwielbia
kosmetyki, w związku z czym ten jeden zeżarła), o tyle pozostałe służą mi
dzielnie. Wszystkie te balsamy, w moim mniemaniu, są takie same. Różnią się
oczywiście zapachem i opakowaniem, jednak w środku mają dokładnie taką samą
konsystencję, dają identyczne odczucie na ustach. Nie będzie więc dziwnym, że
opiszę je grupowo.
Balsamy
są miękkie i bardzo śliskie na ustach. Mają niewielkie grudki, które
rozpuszczają się pod wpływem ciepła warg. Nie powiedziałabym, że nawilżają,
raczej, że chronią przed dalszym wysuszaniem i czynnikami zewnętrznymi.
Sprawiają też, że znika dyskomfort popękanych warg, więc i nie chce się przez
to przy nich dłubać, jak niektórzy mają w zwyczaju. Wersje limitowane powalają
zapachami, nie wiem którą z nich lubię najbardziej (chyba kokos ;)). Niestety
dość szybko znikają z ust. Z pewnością minusem dla wielu osób będzie też
kwestia wątpliwej higieny, gdyż w słoiczku trzeba grzebać palcem. Dlatego też
polecam, by był to kosmetyk domowy, nie torebkowy ;) Warto wspomnieć, że wiele
osób używa ich jako natłuszczaczy na suche partie twarzy np. skórki wokół nosa,
jednak ja nie porwałabym się na to, gdyż w środku są aż trzy odmiany parafiny,
trójglicerydy i lanolina, które bywają dla cery niezbyt przyjazne. Krótko
mówiąc są to przyjemne balsamy do stosowania w domu, jednak cudów się po nich
nie spodziewajmy. Za cenę 10 złotych warto spróbować, za 25 absolutnie nie
polecam.
Dajcie
znać co Wy o nich myślicie!
Miłego
dnia!
Jeden z pierwszych moich balsamów, miałam wersję podstawowa i była ok :-)
OdpowiedzUsuńMiałam kilka wersji zapachowych i co prawda nie są złe, ale znam lepsze produkty tego typu ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś to był kultowy kosmetyk a teraz... nie wiem czy coś w nim zmienili czy już mają za dużą konkurencję, na której tle wypadają blado.
OdpowiedzUsuńLegenda :) kiedyś kupowałam, teraz właściwie Ty mi go przypomniałaś :) Obserwuje :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać ,ale nigdy nie miałam :P
OdpowiedzUsuń