18 maja 2014

Denko nr 14

Cześć!


Obiecana wcześniej druga część ostatniego projektu denko! Tym razem z kategorii paznokcie, kolorówka oraz ciało, zapraszam!
Ciało


O moim zawodzie żelem pod prysznic Dove purely pampering (mleczko migdałowe i hibiskus) pisałam już TU, więc nie ma się już nad czym rozwodzić. Dla mnie to bubel.
Mydło do rąk w płynie Linda było bardzo przyzwoite. Gęste, kremowe, dobrze myło dłonie. Przy okazji także ich nie wysuszało. Zapach (kwiat lotosu i aloes) był przyjemny. Cena także przystępna. Niewykluczony powrót.
Paznokcie

Zmywacz do paznokci marki Delia to istny szatan. Wysuszał paznokcie do tego stopnia, że widać było na nich elementy poszarpanej (zdartej wręcz) płytki. Na pewno do niego nie wrócę, mimo iż zmywał przyzwoicie.
O pachnącym zmywaczu w płatkach Style Pen Ferity pisałam już TU. Lubię go i uważam, że warto zwrócić na niego uwagę chociażby ze względu na zapach. Tani, wydajny, nie wysusza paznokci i skórek. Powrót na  sto procent.
Kolorówka

Początkowy zachwyt pomadką Celii z serii Nude (kolor 603), przerodził się w coraz większą niechęć. Piękne opakowanie, niska cena, ładny zapach. Zauważyłam jednak, że zdarza jej się na ustach ważyć i zbierać w kącikach. Smak nieco chemiczny też nie zachęca do ponownego zakupu. Na jej niekorzyść wpływa także to, iż łamie się i rozpływa w ciepłym otoczeniu oraz jej dostępność, a właściwie jej brak (oprócz sieci).
Pomadka Oriflame w kolorze Love Nude była ze mną długo i bardzo ją lubiłam. Miała przyjemny kolor przygaszonego, nienachalnego różu. Była lekko nawilżająca i, z tego co pamiętam, niedroga. Opakowanie tandetne, ale można jej to wybaczyć. Szkoda, że już niedostępna.
Maskara Lovely Curling pump up to przeciętniak. Znam lepsze i gorsze tusze. Ładnie rozczesywała rzęsy, jednak efekt jaki dawała był delikatny. Ja oczekuję od maskary czegoś więcej. Na co dzień - tak, na wieczór absolutnie nie. Nie osypywała się, a jej cena jest niska, więc warto wypróbować, jeśli ktoś lubi naturalny look.
O kolejnej maskarze (a raczej masakrze) pisałam już TU. L'oreal False Lash wings to chyba rozczarowanie roku. Bardzo żałuję, że się osypuje, a ładny efekt osiąga się tylko przez pierwsze 3 tygodnie używania jej.
Podkład Pierre Rene Skin Balance wywołuje zachwyt i piski wielu użytkowniczek. Mnie nie zachwycił, a wręcz mnie przeraził. Ważył się na twarzy niemiłosiernie, podkreślał wszystko, co powinien ukryć, dodatkowo podrażniał mi oczy. Ja mu mówię stanowcze nie. Więcej o nim TU.
To już cały projekt denko. Czy Wy też tak dużo zużywacie, czy idzie Wam to opornie?
Miłego dnia!

4 maja 2014

Denko nr 13

Cześć!
Kto lubi projekty denko? Tych, którzy odpowiedzieli twierdząco zapraszam do dalszej części dzisiejszej notki! Chyba nie muszę dodawać,że dzielę post na dwie części, jak zwykle u mnie bywa, gdyż jest tego cała masa ;)
Twarz

Tonik nagietkowy marki Ziaja bardzo przypadł mi do gustu - odświeżał, nie wysuszał skóry, nie ściągał jej i był w niskiej cenie. Bardzo prawdopodobny powrót.
Płyn micelarny Be beauty miał u mnie swoje pięć minut, po czym zgasł jak spadająca gwiazda. Zmywa makijaż oczu, ale niedokładnie. Z pewnością, po zużyciu resztki ostatniej jego butelki, która mi została, do niego nie wrócę.
Płyn micelarny od Paese jest jeszcze słabszy niż produkt, o którym mowa była wyżej. Zmywając, rozmazywał tusz, który ciężko było później domyć. Podejrzewam, że nie należy też do najtańszych. Była to mini-wersja, więc szybko o niej zapomniałam.
Peeling enzymatyczny od Lirene był dla mnie dużym zawodem. Nie zrobił nic, prócz pozostawienia na mojej skórze parafinowej warstwy. Efekt był taki, że musiałam ponownie umyć twarz. Żegnam go bez żalu.
Rozświetlająca maska żelowa od Purederm to pierwsza maska tego typu, jakiej używałam. Bardzo mnie zaskoczyła - po jej użyciu skóra była nawilżona, faktycznie miała zdrowy blask. Była także przyjemna w dotyku. Kupię ponownie!
Włosy

Szampon odżywczy Bio vital DeBa był kolejną porażką. Wcale się nie pienił, miał konsystencję rozwodnionej galaretki, która uciekała przez palce. Mył bardzo słabo, o zmywaniu oleju kokosowego z włosów nie było mowy. Okrutnie niewydajny. Dobrze, że chociaż ładnie pachniał i był tani, więc nie ma dużej straty.
Z kolei szampon Goldwell dual senses dla mężczyzn, którego miniaturę ukradłam memu Lubemu, był fenomenalny. Genialnie mył, świetnie się pienił, a włosy po nim nie przetłuszczały się tak szybko. Bardzo przyjemnie pachniał i gdyby nie jego wysoka cena, kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie.
Farby do włosów marki Joanna z serii Naturia sprawdzają się u mnie najlepiej. Nie dorównują im Syossy czy inne Garniery. Długo trzymają się na włosach, a te po nich nie wypadają garściami, jak to się czasem dzieje przy innych produktach do koloryzacji. Połączenie kolorów mroźny brąz i orzechowy brąz dało mi piękny kolor, który wygląda bardzo naturalnie. Myślę, że zostanę przy tym połączeniu na dłużej.
Koniec pierwszej części, zapraszam na kolejną już niebawem! Dajcie znać czy miałyście któryś z tych produktów!
Miłego dnia!

1 maja 2014

Iwostin hydratia - fizjologiczny krem z ceramidami - recenzja

Cześć!
Robiąc porządki w moich kosmetykach zauważyłam, że jeden z nieotwartych kremów ma krótki termin ważności i muszę go zużyć do czerwca. Tak się dzieje, kiedy ma się zapas kremów jak wiewiórka żołędzi na zimę. Wzięłam się więc z garść i zaczęłam go używać. A że właśnie dobił dna to chcę Wam o nim opowiedzieć. Zapraszam na dalszą część notki, w której dowiecie się czy odnalazłam krem idealny.

Mowa będzie o produkcie marki Iwostin z serii Hydratia, którego pełna nazwa to fizjologiczny krem z ceramidami. Jako, że cała marka należy do tych aptecznych, pokładałam w tym kremie ogromne nadzieje.

Zacznijmy od spraw technicznych - krem zamknięty jest w tubce o pojemności 50 ml, która dodatkowo zabezpieczona była folią i zamknięta z kartonowym pudełku. Wspomniana tubka jest bardzo elastyczna, co ułatwia wydobywanie kremu. Ogromnym zdziwieniem był dla mnie maleńki otworek, przez który wydobywa się produkt - z pewnością wpływa to korzystnie na wydajność tegoż kosmetyku. Cena kremu to ok. 30-40 złotych. Skład:

Producent pisze, że krem jest hypoalergiczny, przebadany dermatologicznie a kompozycja zapachowa także została poddana badaniom. Przeznaczony jest do skóry odwodnionej i wrażliwej, a zapewniać ma długotrwałe nawilżenie. Ma także przywrócić równowagę hydrolipidową skóry oraz odbudować struktury lipidowe w naskórku. Na opakowaniu producent wyszczególnia nam składniki takie jak mocznik, ceramidy roślinne, olej z awokado, hialuronian sodu i inne.
Przejdę teraz do sedna sprawy, czyli mojej opinii, która, mam nadzieję, skusi Was na zakup ;) Absolutnie największą zaletą tego kremu jest hiper-nawilżenie. Dawno nie spotkałam się z czymś takim - skóra jest odczuwalnie nawodniona, miękka i przyjemna w dotyku. Kiedy zaaplikujemy ten krem na noc, rano skóra nadal jest nawilżona i od razu widać, że ten kosmetyk działa. Wchłania się szybko, nie pozostawiając tłustej warstwy, jednak widać i czuć, że coś na twarzy jest. Dlatego też świetnie nadaje się pod makijaż. Przez cały ten czas, kiedy używałam tego produktu nie miałam problemu z żadnymi suchymi plamami, które zazwyczaj mi doskwierają. Ponadto krem nie spowodował u mnie żadnej alergii, podrażnienia ani nowych niedoskonałości. Kolejną jego zaletą jest komfort odczuwalny na skórze podczas jego noszenia - skóra jest ukojona, podrażnienia jakby złagodzone. Idealny wizerunek tego kremu zostaje uzupełniony o zapach, który według mnie przypomina wilgotną skórę mężczyzny, który wyszedł spod prysznica. Serio. Absolutnie genialny zapach, najlepszy, z jakim się spotkałam w produktach tego typu. Czyżby krem idealny? Tak sądzę.
Z moją suchą skórą dogadał się świetnie i mogę powiedzieć, że "zrobił jej dobrze" :) Jestem przekonana, że wrócę do niego po zużyciu wspomnianych na początku notki zapasów. Wam także serdecznie polecam, zwłaszcza posiadaczkom cer suchych i wrażliwych.
Znacie ten krem? Czy tez pokochałyście jego zapach? ;)

Miłego dnia!