25 listopada 2012

Denko nr 1


Cześć!
Zużycia ostatniego czasu.
Ze zdziwieniem stwierdzam, że całkiem sporo tego ;)
(pielęgnacja)
1. Diplona szampon do włosów zniszczonych - był bardzo wydajny, butelka ogromna i do tego z pompką :) dodatkowo pięknie pachniał jabłkami. Fajny.
2. Be beauty regenerujący balsam do ciała - zwyczajny, przeciętny balsam, skład identyczny jak w produkcie marki Tołpa. Plusem jest niska cena (około 5 złotych).
3. Mariella Rossi żel pod prysznic - znowu wielka pojemność i pompka, pachniał jak męskie perfumy, ale przyjemnie ;)
(pielęgnacja)
4. Oriflame nature secrets masło do ciała - bardzo gęste, obłędny zapach kokosa i pszenicy, całkiem fajnie nawilżało.
5. Ziaja maska intensywna odbudowa do włosów zniszczonych - recenzja. Szkoda, że się skończyła.
6. Podróbka perfum armani code by giorgio armani - pachniały jak oryginalne. Moje ulubione, kiedyś kupię te "prawdziwe".
7. Yves Rocher miniaturka żelu pod prysznic o zapachu bzu - "zapachnista" :D uwielbiam.
(pielęgnacja i suplementy)
8. GAL odżywka keratynowa z witaminą A i E - sławne "rybki śmierdziuszki", obłędne działanie, koszmarny zapach. Z całą pewnością kupię ponownie. Szkoda, że w mojej miejscowości tak ciężko je dostać.
9. Skrzyp optima - biorę od dłuższego czasu, nie wiem czy działa na skórę, włosy i paznokcie, ale na pewno uspokaja moje wyrzuty sumienia które krzyczą, że kiepsko dbam o włosy ;) Duże opakowanie - 80 kapsułek. Cena przyjemna, bo około 10 złotych.
(kolorówka i jeden produkt do włosów)
10. Oriflame Very me balsam do ust - miał mleczny kolor i piękny zapach, ale niezwykle chemiczny i nieprzyjemny smak.
11. Essence błyszczyk stay with me kolor My favourite milkshake - ulubiony produkt tego typu, długo się utrzymuje, efekt daje podobny do tego z Oriflame, dodatkowo ma fajny aplikator.
12. Catrice podkład Photo finish - absolutny niewypał, jedyne plusy tego produktu to pompka i przyjemny, świeży zapach. Kiepsko wyglądał na twarzy, a przypudrowany wyglądał ciężko. Najgorszy jednak był kolor - mój to sand beige - skoro "sand" mogłoby się wydawać, że będzie żółtawy. Nie. On jest szaro-ziemisty. Okropny. Gratis podkreśla suche skórki. Nie polecam.
13. Maybelline tusz do rzęs One by one satin black - genialny! Mój ulubiony tusz. Świetnie podkręca, wydłuża i pogrubia. Fajna silikonowa szczoteczka. Kolor bardzo czarny. Kupię go ponownie zaraz po tym, jak tylko wypróbuję wszystkie inne, które mam na liście ;)
14. Natura Silk jedwab do włosów - ot, taki jedwab. Pięknie pachniał.

A wam udało się coś zużyć ostatnio? Pochwalcie się :)

Miłego dnia!


19 listopada 2012

Chanel - Soleil tan de chanel - Baza brązująca - recenzja

Cześć!
Dziś powiem wam jak skutecznie poprawić kobiecie humor :) A w zasadzie o tym jak mój Narzeczony pocieszył mnie po utracie pracy.

(opakowanie)
Sprezentował mi ten oto produkt. Jeśli można by było podzielić marzenia na życiowe i kosmetyczne, to w drugiej grupie, baza ta zajmowałaby u mnie pierwsze miejsce. Myślałam o niej już dużo wcześniej i prędzej czy później kupiłabym ją sama.  
(tył opakowania)
        W eleganckim opakowaniu dostajemy aż 30 gramów brązera*. To dość dużo jak na taki produkt. Pudełko jest szczelne, gdyż zawiera w sobie dodatkową osłonkę, mającą na celu bardziej higieniczne przechowywanie bazy. Zapach jest delikatny, kobiecy, elegancki, nie pachnie pudrową babcią, raczej wytworną damą. Konsystencja kremowo-musowa, bo ani to stricte mus, ani krem. Z technicznych rzeczy należy wspomnieć o cenie. Baza Chanel kosztuje ok. 200 złotych. Toż to horrendalna suma! 
           Kolor produktu może początkowo zniechęcać - jest lekko pomarańczowa, jednak rozprowadzona na twarzy daje wygląd opalonej skóry. Daje też ładne wykończenie, gdyż ze względu na swoją formułę, jest lekko "mokra" (?). To dodatkowy plus w kwestii świeżości i promiennego wyglądu cery. 
           A teraz minusy. Jeśli chodzi o konturowanie to, moim skromnym zdaniem, ten produkt się nie nadaje. Jest zbyt delikatny, zbyt ciepły i przede wszystkim za jasny. Nie wycieniuje on odpowiednio partii twarzy, by optycznie skorygować mankamenty. Drugim minusem będzie fakt, że mimo osłonki i naprawdę szczerych chęci do zachowania tego brązera w czystości, nie da się go ochronić przed wszystkim, co się do niego przykleja. A przykleja się absolutnie wszystko - kurz, włosie z pędzla. Mam wrażenie, że on przyciąga z powietrza wszelki...syf i go do siebie przytula. Bardzo brzydko Chanel!
(bruuudas :P)
Z racji, że ten brązer jest cholernie drogi i trudno dostępny, postanowiłam poczynić pewne porównanie, a mianowicie Chanel vs. KOBO. Mam tu na myśli podkład Ideal Cover Make up w odcieniu Suntanned.
(Brak zdjęć produktu do porównania wynika z mojego jakże uroczego gapiostwa ;))
Na twarzy ten podkład/brązer wygląda bardzo podobnie do Chanel, jest jednak 10 razy tańszy (w promocji kosztuje nawet ok. 16 złotych), jego odcień jest ciemniejszy i chłodniejszy - bardziej nadaje się do konturowania. Dostępność także na plus, bo szafy KOBO znajdziemy w drogeriach Natura w wielu miastach i miasteczkach w Polsce. KOBO jest co prawda mniejszy (23 gramy) i nieco trudniej się rozprowadza, gdyż jest bardziej zbity niż baza Chanel. Czym jednak są małe minusy wobec 180 zaoszczędzonych złotych? Osobom, które nie chcą wydawać dużej sumy na brązer, a chcą spróbować czegoś ala Chanel, polecam właśnie podkład KOBO. 
(swatch na palcu)
Podsumowując, baza Chanel jest fajna jako gadżet lub kosmetyk nadający słonecznego blasku cerze, nie jako brązer. Osoby, które lubią mocne konturowanie i tego od niej oczekują, mogą być mocno rozczarowane. Czy warta jest swojej ceny? Nie. Spodziewałam się fajerwerków i efektu łał, mam jednak przyzwoity kosmetyk nadający opaleniznę. Czy ją lubię? Owszem, nawet bardzo. Przede wszystkim dlatego, że jest prezentem od mojego Ukochanego. Czy kupię ją ponownie, kiedy mi się skończy? Na pewno nie. 
(swatch roztarty)

Moja ocena: 4


Jesteście posiadaczkami tej bazy? Może jest na waszej liście? Co o niej sądzicie? Piszcie :)

*brązer - wreszcie zmotywowałam się do tego, by w poradni językowej i na innych tego typu stronach sprawdzić poprawną pisownię tego słowa. Niestety, 'brązer' napiszemy właśnie przez ą, wyciągając go z rodziny brązowych. Na nic moje tłumaczenia w duchu, że to z angielskiego i że obca nazwa więc 'bronzer' to jedyna, słuszna i odpowiednia forma. Nie, język polski nie jest tak łaskawy w kwestiach estetycznych i daje mi tu okropnie brzmiący brązer, którego poprawy zapis co najmniej mnie razi. Ciekawostką jest, że w edytorach tekstowych słowo 'brązer' jest podkreślane jako błąd, 'bronzer' natomiast funkcjonuje jako słowo poprawne.

Miłego dnia!