Jakiś czas temu pokazałam Wam pierwszą część mojej kolekcji róży do policzków, czyli post z serii Przegląd kosmetyczki. Dziś przychodzę z drugą odsłoną moich różowych przyjaciół, więc usiądźcie wygodnie i zanurzcie się w lekturze. Nie, nie musicie drżeć w niepokoju - zostało ich tylko dwie sztuki ;)
Pierwszy z nich to róż Essence z limitowanej edycji Floral grunge. Jego kolor nosi nazwę Be flowerful.
To była miłość od pierwszego wejrzenia! Nie widziałam do tej pory różu o takim odcieniu. Ani różowy, ani pomarańczowy. Nie brzoskwinia i nie morela. A może jednak morela? Kolor świeży i soczysty. Trudny do zidentyfikowania - rzekłabym. Jest intensywny i ma w sobie coś z wiosennej radości. Pudełko jest solidne, wykonane z grubego plastiku - daję plus Essence za nową jakość opakowań. Cena takiego cacka to ok. 12 złotych. Konsystencja różu jest bardzo kredowa, co widać na zdjęciach. Produkt pyli zarówno przy swatchowaniu, jak i przy nabieraniu go pędzlem. Dużo sprzątania, ale mogę mu to wybaczyć, bo na twarzy wygląda wyjątkowo - promiennie. Ma w sobie to coś! Dodam, że jest to produkt matowy.
Lubię go, bo jest taki dziewczęcy!
Drugi dziś, a ostatni w mojej kosmetyczce, to róż Catrice, także z limitowanej serii Revoltaire.
Kwadratowe opakowanie o zaokrąglonych rogach chowa w sobie gradientowy produkt. Najjaśniejszy z odcieni to jasna brzoskwinia, najciemniejszy - prawie malina. Zmiksowane razem dają piękny, klasyczny, jasny-średni róż o chłodnawym odcieniu. Róż Catrice ma w sobie delikatny shimmer, który widać raczej w opakowaniu, niż na twarzy. Zaaplikowany na policzki wygląda naturalnie, a jego efekt można dobierać zależnie od potrzeb - wystarczy wybrać, z której części chcemy skorzystać - jaśniejszej czy ciemniejszej. Konsystencja jest dużo przyjemniejsza, bo róż nie osypuje się i wtapia w skórę. Można także stopniować jego intensywność, jednak zbyt duża jego ilość może dać efekt matrioszki ;) Cena różu to coś ok. 17 złotych. Jeśli gdzieś w drogerii natkniecie się na niego (a wiem, że w Naturach często mają różne resztki edycji limitowanych) to polecam :)
Porównanie obydwu odcieni:
I to już koniec drugiej ( i ostatniej) części sagi o moich różach do policzków.
Znalazłyście/znaleźliście w niej coś dla siebie? A może macie jakieś swoje różowe perełki i chcecie się nimi podzielić? Jeśli tak, to zapraszam do komentowania :) Jakie kosmetyki mają pojawić się następne w tej serii postów? Brązery czy może podkłady? Ostrzegam, że szminek mam najwięcej ;)
Miłego dnia!
Revoltaire wygląda przepięknie, szkoda, że nie udało mi się na niego trafić :(
OdpowiedzUsuńnie miałam żadnego z nich
OdpowiedzUsuńEssence mam i jest super a Catrice nie kupiłam i żałuję bardzo:(
OdpowiedzUsuńA ja ani jednego, ani drugiego nie posiadam :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkie roze i obecnie mam ich az... 14! Ale tych nie znam - jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńpodobba mi sie ten z catrince :D
OdpowiedzUsuńZciekawił mnie ten z catrice :)
OdpowiedzUsuńessence ma cudowny kolorek !!! piekny wrecz
OdpowiedzUsuńEssence ma dość ciekawy kolor :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię essence :)
OdpowiedzUsuńja lubię koralowe róże :)
OdpowiedzUsuńZupełnie nie moja kolorystyka ;)
OdpowiedzUsuń