Cześć!
Wracam do żywych! Sesja się skończyła, czekam tylko na wyniki. Mam nadzieję, że pozytywne :)
Z racji, że mam teraz czas, postanowiłam napisać Wam o moim kosmetycznym marzeniu spełnionym w 2012 roku. Zaczęło się od tego, że jestem wielką fanką firmy Essence. Uwielbiam limitowane edycje - zwłaszcza produkty do twarzy.
Jakiś czas temu, z braku zajęć, weszłam na stronę Essence i oglądałam stare edycje limitowane. Napisałam sobie listę rzeczy, które chciałabym zdobyć, a które nie są już w sprzedaży. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Moje starania jednak nie poszły na marne, bo pod koniec roku miałam już niemal wszystko, co chciałam. Na szczycie tej listy znalazł się puder brązujący z limitowanki Creamylicious i to właśnie o nim chcę napisać.
(Brązer Essence Creamylicious - wieczko)
Oczywiście, zdobycie tego produktu graniczyło z cudem. Udało się jednak - na wizażowych wymiankach pojawił się ten puder i oddałam coś naprawdę wartościowego, żeby go zdobyć.
(Brązer Essence Creamylicious - w całej okazałości)
Technicznie - puder ma 7 g i jest wypiekany. Choć nie jest to moja ulubiona forma konsystencji (można tak powiedzieć?), w tym produkcie mi to nie przeszkadza. Odcień to Chocolate shake. Ma złotobrązowy kolor, który miesza się z beżowobiałymi wstawkami. Jest niesamowicie błyszczący, choć nie zawiera brokatu ani żadnych wyraźnych drobinek.
(Brązer Essence Creamylicious - tył opakowania)
Do konturowania raczej się nie nadaje, no chyba, że latem. Przydaje się do tego, by rozświetlić makijaż. Jaśniejsza część można mniejszym pędzelkiem nałożyć
jako rozświetlacz i tak lubię go używać najbardziej. Brązer utrzymuje się na twarzy całkiem przyzwoicie - kilka godzin jest ze mną ;)
Opakowanie jest bardzo solidne i po prostu ładne. Ma kolor ciemnej czekolady. Nie jest zrobione z tandetnego, kruchego plastiku, jest mocne i praktyczne. Otwiera się je naciskając guzik. Wieczko jest przezroczyste, co jeszcze bardziej umila stronę estetyczną tegoż produktu.
Jego cena też raczej nie była zbyt wysoka, podejrzewam, że ok. 10-15 złotych.
(Brązer Essence Creamylicious - swatch na palcach)
Jedyny minus (oprócz tego, że to limitowanka) to jego zapach. Ten puder po prostu ŚMIERDZI. Zapach farb plakatowych. Na szczęście nie utrzymuje się on na twarzy, a jedynie czuć go w opakowaniu.
(Brązer Essence Creamylicious - swatch na ręce)
Podsumowując, to fajny produkt, zwłaszcza na lato. Bardzo się cieszę, że go mam - nie wiem czy bardziej z tego, jaki jest, czy dlatego, że go zdobyłam jak zawodowy łowca :D
Macie go? A może, tak jak ja wcześniej, polujecie na niego? Pochwalcie się swoimi zdobyczami z Essence'owych limitowanek. Może mnie zainspirujecie czymś, czego nie znam :)
Moja ocena: 4+
Miłego dnia!
no to gratulacje za zdobycie ! :) fajnie się prezentuje. ja jednak wole klasyczny rozswietlacz i bronzer :)
OdpowiedzUsuńja też wolę klasyczny matowy brazer i rozświetlacz jako dwie odrębne rzeczy, ale ten mnie akurat urzekł ;)
Usuńzazdroszczę! sama bym takim nie pogardziła ;)
OdpowiedzUsuńtrzeba szukać, takie perełki czasem bywają też na allegro :)
UsuńJestem ciekawa recenzji książki. Szczerze mówiąc nie planuję czytać, ale ciekawa jestem Twojego zdania. A brązem jestem oczarowana, nazwa adekwatna do produktu. I myślę, że można powiedzieć "konsystencja" :)
OdpowiedzUsuńRecenzja książki pojawi się niebawem ;) i polecam ją przeczytać ;)
UsuńChciałabym zobaczyć go na buzi. I tak - bardzo jestem ciekawa opinii o książce. Mnie jakoś do niej nie ciągnie. Mam wrażenie, ze będzie wydumana i pod publiczkę. Nie wiem dlaczego tak myślę w sumie ;) Ja teraz czytam "Helena Rubinstein - kobieta, która wymyśliła piękno" i bardzo polecam. A w kwestii pracy - ja swoja rzuciłam i bardzo mi z tym dobrze. Na razie oczywiście ;). Mój syn na tym zyskuje i to bardzo. Korzystaj z życia :)
OdpowiedzUsuńTwój konentarz bardzo poprawił mi humor :) Zdjęcia brązera na twarzy postaram się dodać przy najbliższej okazji, a recenzja książki pojawi się na dniach :) Dziękuję za polecenie książki - dopisuję do listy :)
Usuń