Obiecywałam, obiecywałam i jest.
Recenzja najlepszego rozświetlacza, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia, a mianowicie produktu marki Manhattan z limitowanej edycji Pearls of Tahiti.
(Manhattan Pearls of Tahiti Higlighter - wieczko)
Mam go z wymianki i nie mam pojęcia gdzie i jak zdobyła go dziewczyna, z którą się wymieniałam.
Wiem tylko, że takie cacko na rynku nie pojawia się często. A szkoda. Rozświetlacze Essence, które do tej pory uwielbiałam, leżą i kwiczą, kiedy porównuję je do tego cuda. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy niemalże płakałam ze szczęścia. No dobra, może trochę przesadziłam, ale byłam (i jestem) pod dużym wrażeniem ;) A podczas wymianki już prawie z niego zrezygnowałam, zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że kolejny rozświetlacz w mojej kolekcji to zło. Zło konieczne - pomyślałam :D Dobrze, że czasem walczę z logicznym rozumowaniem. A przynajmniej, że tak było w tym przypadku.
(Manhattan Pearls of Tahiti Higlighter - tył opakowania)
Do sedna. Produkt ma 5 g i jest to kosmetyk wypiekany. Nie wiem czy był dostępny w Polsce, gdyż napisy z tyłu opakowania są tylko po niemiecku. Nawet wujek google niewiele o nim mówi. Jedynie, że była taka limitowanka. Żadnych swatchy, żadnych opinii.
(Manhattan Pearls of Tahiti Higlighter - z bliska)
Ma piękny beżowy odcień - nie jest ani za złoty, ani za różowy, jak to zdarzało się do tej pory.
Nie dość, że jego kolor jest odpowiedni, to i efekt, jaki daje jest nieziemski -
tafla, o jakiej marzą wielbicielki rozświetlaczy. Efekt wilgotnych policzków. Fenomenalnie odbija światło.
Dodatkowo, jest to kosmetyk bezdrobinkowy - nie znajdziemy w nim krzty brokatu.
W zasadzie, nie wiem jak osiągnęli taki błysk bez drobinek.
Utrzymywanie na policzkach także jest świetne - jest na swoim miejscu przez kilka dobrych godzin. Więcej od niego nie wymagam.
Jego intensywność można także stopniować - od delikatnego rozświetlenia, po efekt twarzy robota :D
Żałuję tylko, że to edycja limitowana. Całe szczęście takie produkty nie kończą się szybko, mam więc trochę czasu, by znaleźć godnego następcę, kiedy go zużyję.
(Manhattan Pearls of Tahiti Higlighter - swatch)
(ja i Manhattan :D)
Jest to rzecz, którą każda rozświetlaczoholiczka powinna mieć. Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam! Nie bez przyczyny znalazł się w moich ulubieńcach roku 2012.
Moja ocena: 5+
Miłego dnia!
podoba mi się,kocham kosmetyki Manhattan <3
OdpowiedzUsuńteż je lubię, są naprawdę dobrej jakości i w rozsądnej cenie :)
Usuńwygląda pięknie, a to wybrzuszenie przypomina mi produkty mac'a ;)
OdpowiedzUsuńo tym nie pomyślałam ;)
Usuńa masz to cudo ode mnie ;) cieszę się, że Ci służy i się podoba :) buziaki
OdpowiedzUsuńdzięki, dzięki :D :*
Usuńnie ma sprawy:)
UsuńŚlicznie prezentuje się na buzi, również uwielbiam tą markę :)
OdpowiedzUsuńbardzo ładny efekt!
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńJest piękny!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cie do Liebster Award - będzie nas za chwile znacznie więcej niż 35 :) Po szczegóły zapraszam: http://cosmetickick.blogspot.com/2013/01/liebster-award-dwie-nominacje-bardzo.html
OdpowiedzUsuńdzięki, niedługo odpowiem :)
Usuńrzeczywiście ma świetny odcień:)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńja się zwykle nie rozświetlam:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
a ja tam lubię się trochę pobłyszczeć ;)
UsuńŚwietnie wygląda na Twoim policzku, gdybym zobaczyła go w pudełku, zapewne nie zachęciłby mnie swoim odcieniem, a tu takie zaskoczenie. ładny odcień
OdpowiedzUsuńto prawda, w opakowaniu wygląda niepozornie ;)
UsuńWyglada pieknie!!!
OdpowiedzUsuńTaki efekt mokrych policzkow to moje marzenie, ale boje sie zrobic sobie krzywde ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://trendymamablog.blogspot.de/
warto spróbowac ;)
Usuńoooo przyznaję, że wygląda świetnie ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńRewelacyjny rozświetlacz :D
OdpowiedzUsuńteż tak uważam :)
Usuńwow super efekt na buzi
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuńładny efekt taki delikatny a nie nachalny:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńBardzo ładny efekt! Osobiście oprócz bronzerów, rówienież uwielbiam rozświetlacze ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam A.