Cześć!
Na
początku chciałabym wspomnieć, że wprowadzam drobne zmiany na blogu, stąd też
nowa nazwa tej serii postów - O zużytych produktach słów kilka zastąpi
dotychczasowe Denko. Rozpoczynam, że się
tak kolokwialnie wyrażę, z grubej rury, gdyż pustych opakowań jest ogrom. Stąd
racjonalna decyzja o tym, by post podzielić na kilka części. Jeśli jesteście
ciekawi, co zużyłam w ostatnim czasie - zapraszam!
Opakowania
po żelach pod prysznic mam zaledwie dwa. Wynika to z tego, że pierwszy Bebeauty
czekoladowy miał ogromną pojemność. Był przyjemny, dobrze mył, fajnie się
pienił i pachniał jak budyń. Niestety, wielka butelka była minusem, ponieważ
produkt zdążył mi się znudzić, a zużyć było go trzeba do końca. Drugi żel to
także Bebeauty, tym razem ciasteczkowy z limitowanej edycji. Tutaj jestem
zachwycona wszystkim - począwszy od ceny, przez konsystencję aż do OBŁĘDNEGO
zapachu. Sama przyjemność.
Włosy
ostatnio myłam szamponem stymulującym przeciw wypadaniu włosów marki Yves
rocher, który urzeka mnie zapachem tataraku. Butelka jest zbyt mała, by
powiedzieć czy działa, ale myje dobrze i nie zawiera SLS. Drugi szampon to
Syoss Volume, o którym nie mam zdania,
bo był nijaki - ani dobry, ani zły. Elseve fibralogy z kolei doprowadził u mnie
do takiego łupieżu, że do tej pory nie mogę sobie z nim poradzić. Dodam, że nie
wpłynął także na gęstość tudzież większą objętość włosów.
Z produktów do pielęgnacji ciała zużyłam
peeling Green pharmacy olej arganowy i figi, który był bombą parafinową
(pierwsze! miejsce w składzie). Efekt był taki, że niby skóra była złuszczona,
ale obklejona do tego stopnia, że nadal nie czułam odświeżenia. Zapach dziwny,
mnie się podobał, ale wiele osób powie, że ten peeling śmierdzi. Wykorzystałam
do cna także ultra-odżywcze masło do ciała z minerałami z Morza Martwego.
Początkowo byłam z niego zadowolona, jednak kiedy moja skóra była bardziej
przesuszona, nie poradził sobie. Szkoda, bo produkt jest naturalny i ma pięknie
rozświetlający skórę pył. Niestety jego głównym zadaniem było ciało nawilżyć, a
tego nie robił.
Ufarbowałam
także włosy moimi ulubionymi farbami Joanna Naturia. Tym razem wybrałam czarny
bez i jestem z niego zadowolona. Po ok. miesiącu wypłukał się do brązowej
czerni, która nie jest aż tak nachalna. Lubię i chętnie ich używam.
Mydło
w płynie Bebeauty cookies to bardzo przyjemny i cudnie pachnący kosmetyk. Mył,
pięknie pachniał, nie wysuszał skóry - czego więcej chcieć? Ręce wysuszało z
kolei mydło Linda z ekstraktem z imbiru. Szkoda, bo pięknie pachniało - równie
fajnie co kosmetyk Linda z zimowej kolekcji. Zimowe było ciepłe i korzenne -
chętnie zobaczyłabym je w stałej kolekcji. Wielkim rozczarowaniem było jednak
mydło żurawinowe Stenders - okrutnie wysuszało skórę, początkowo pięknie
pachniało, jednak później śmierdziało paskudnym, tanim mydłem. Do tego jego
wydajność jest bardzo słaba, a cena horrendalna. Nawet mój (nieszczególnie wymagający w kwestii kosmetyków) Luby stwierdził, że jest koszmarne. Nie polecam.
A co Wam udało się zużyć ostatnio? Opowiadajcie!
Miłego dnia!
Sporo tego ;)
OdpowiedzUsuńa to zaledwie pierwsza część! ;)
UsuńSpore denko :)) Nieźle, nieźle! :) Ten Apis wszędzie się przewija, i chyba sama wypróbuję, bo nie mam wymagającej skóry na ciele :))
OdpowiedzUsuńwww.mamawplaskimobuwiu.blogspot.co.uk
jeśli nie wymagasz dużego nawilżenia to rzeczywiście może się u Ciebie sprawdzić :)
UsuńU mnie Syoss Volume również się nie sprawdził :( a farby Joanna uwielbiam :-) używam koloru Palona Kawa :-)
OdpowiedzUsuńU mnie produkty syoss nie zrobiły nic z włosami, ani szampony ani odżywki:(
OdpowiedzUsuńNic z tego nie miałam :)
OdpowiedzUsuńMam ten żel z Biedronki w ogromnej pojemności - zapachy mają fajne (ja mam malina z wanilią), ale rzeczywiście pojemność za duża, może się znudzić :)
OdpowiedzUsuńGratuluję zużyć :)
Pozdrawiam :)