30 lipca 2016

Zdobycze lipca 2016

Cześć!

Plany zakupowe na miniony miesiąc były skromne pod względem ilości - miałam kupić tylko paletę Lorac Pro 1 lub Tarte Tartelette, jednak kiedy zabrałam się za zakup którejś z nich, okazało się, że są wyprzedane w obydwu miejscach, które w ogóle je sprzedają. Moje rozczarowanie było tym większe, że nie dostałam odpowiedzi od żadnego z tych sklepów na pytanie, kiedy owe palety wrócą do sprzedaży. Mentalnie więc pokazałam język wspomnianym sprzedawcom i kupiłam coś zupełnie innego. Jeśli chcecie zobaczyć czym się pocieszyłam, zapraszam dalej!

Skusiłam się na paletę cieni Too faced Chocolate bar. Zakupiłam ją z 20% zniżką na stronie Sephory, więc jej cena nie była aż tak przerażająca. Too faced nie jest marką, która interesuje mnie jakoś szczególnie - niewiele rzeczy stamtąd mnie kusi, jednak postanowiłam sprawdzić jakość cieni, które są tak bardzo lubiane. I już rozumiem czemu. Chocolate bar to strzał w 10 i cieszę się, że ją kupiłam, choć nie sądzę, by kiedyś wpadły mi do koszyka inne palety tej marki - nie do końca odpowiadają mi kolorystycznie. 

Jedna paleta cieni to jednak zbyt mało, więc na Mintishop zamówiłam Naturally yours od Zoevy. Totalna klasyka i tutaj, tak jak wyżej, inne wersje kolorystyczne tego producenta zupełnie mnie nie kręcą. Ta jednak była na tyle neutralna, że chciałam ją mieć. Swatche w internecie okazały się jednak trochę zgubne, bo z palecie znalazłam dwa okropnie brzydkie złote kolory. Niemniej, cienie ładnie się rozcierają i sa naprawdę trwałe. Mam nadzieję, że dalsze testy będą udane. Przy okazji tych zakupów dorzuciłam także dwa produkty Golden rose - słynny terracota powder w odcieniu 04, czyli satynowy kosmetyk brązujący oraz eyeliner w żelu w kolorze czarnym. Wstępnie jestem zadowolona z obydwu tych produktów. Dorzuciłam także taki drobiazg - maskarę do brwi Make me brow od Essence w kolorze nr 2. Jest świetnym zastępcą Browdrama Maybelline, która właśnie dobiła dna. 

Na początku roku dawałam Wam znać na Facebooku, że zakupiłam podróbki pędzli Bold metals Real techniques. Sprzedawca mnie jednak oszukał (mnie i kilkadziesiąt innych osób) i okradł, więc pędzli nie zobaczyłam. Chodziły mi jednak one po głowie tak bardzo, że znalazłam je u innego sprzedawcy i kupiłam drugi raz. Tym razem szczęśliwie. Pędzle są świetnie wykonane i hipermiękkie. Fantastycznie mi się sprawdzają i choć gardzę trochę podróbkami to wybaczam sobie tę decyzję. Poza tym, Real techniques ustaliło dla nich taką cenę, że jestem na markę trochę obrażona - syntetyczne pędzle nie są warte tak horrendalnych kwot. 

Moja farbka do brwi z NYXa kończy się i potrzebowałam czegoś, co mi ją zastąpi. Uwielbiam ją, ale jej forma jest wkurzająca - trzeba ją na coś wyciskać, a ja nie mam cierpliwości czyścić jeszcze jednej powierzchni ubabranej trudnozmywalnym kosmetykiem. Wybrałam więc konturówkę do brwi z Inglota w kolorze nr 16. Tę pomadę można przynajmniej nałożyć bezpośrednio ze słoiczka. Kolor jest naprawdę ciekawy i konturówka spisuje się dość dobrze. Nadal jednak króluje NYX. 

Bell znów podbiło moje serce swoją limitowanką. Tym razem wybrałam dwie wodoodporne konturówki do oczu z serii Maroccan dream w kolorach 04 (metaliczny beż) i 06 (metaliczny szmaragd). Na blogu już pojawiła się ich recenzja, więc zapraszam Was TU. 

Newslettery to są jednak paskudne stworzenia, mówię Wam. Po wiadomości od Urban Decay skusiłam się na zakup bazy pod cienie Eyeshadow primer potion w kolorze original i wersji travel. Obniżka -20% sprawiła, że zapłaciłam za nią 44 złote. Gratis dostałam miniaturę maskary Perversion, której aktualnie używam. 

Na koniec rzeczy zupełnie przypadkowe, czyli takie, które wpadły mi do koszyka przy okazji zakupów w supermarkecie. W Biedronce złapałam dwupak płynu micelarnego Garnier 3w1, czyli mojego must have. We wspomnianym dyskoncie zajrzałam również do nowych szaf Delii i wybrałam rozjaśniacz do włosów. Nie wiem po co. Wiecie, to taki zakup jak czarna szminka czy kolorowe pudry do włosów, czyli absolutnie nie wiem po co mi to, ale chcę to mieć ;) Wrzuciłam także do koszyka coś hiperdziwnego - antyperspirant Old spice w wersji Wolfthorn. Dlaczego kupiłam męski kosmetyk? Mój Luby wziął taki dla siebie, a kiedy go powąchałam okazało się, że pachnie jak pomarańczowa oranżadka w proszku! Delikatnie sugerowałam mu, żeby mi go oddał, ale nie chciał, więc kupiłam sobie drugi ;) W Eurosparze kupiłam orzeźwiającą mgiełkę zapachową od Ziai. Na upały będzie w sam raz!
A Wy, co kupiliście w lipcu? Pokażcie swoje zdobycze :)

Miłego dnia!

2 komentarze:

  1. Choruję po dziś dzień na ta paletkę czeoladkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi w ręce wpadła Chocolate Bar, ale jakoś mnie nie zachwyciła, zwłaszcza jej kolorystyka. Ale lubię ją, tylko nie jestem oczarowana :) Mam za to ochotę na Naturally Yours z Zoeva :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)