11 sierpnia 2015

Ulubieńcy pierwszej połowy 2015 roku


Cześć!

Postanowiłam podzielić ulubieńców całego roku na dwie części, ponieważ najczęściej pod koniec roku nie pamiętam już, co lubiłam w styczniu. Dziś więc publikuję moich kosmetycznych faworytów pierwszej połowy roku 2015.


Zacznę od kosmetyków kolorowych do ust. Szczególnie do gustu przypadły mi trzy pomadki. Etre belle w kolorze 02 to chłodny, brudny róż, odrobinę wpadający we wrzos. Jest matowa, bardzo trwała, a jej opakowanie zachwyca elegancją. Pasuje do mocnego makijażu oczu w chłodnej tonacji. Pomadka od Avon z najbardziej podstawowej serii w kolorze latte to lekko brązowy nudziak. Jest kremowa, dobrze sunie po ustach. Będzie odpowiednia dla średniej i ciemnej karnacji przy oczach umalowanych brązami, beżami czy złotem. Ostatnia szminka to hit wszech czasów - nie bez powodu jest w moich ulubieńcach już drugi raz. Golden rose Velvet matte w numerze 18 to absolutnie przepiękna, klasyczna, neutralna czerwień. Wydobywa biel zębów, jest matowa, nie wylewa się poza kontur ust i jest hipertrwała. Jest to mój idealny kolor czerwonej pomadki. Jestem zakochana i mój zachwyt nią z każdym użyciem tylko wzrasta.


Żeby nie było nudno, oprócz szminek ukochałam obie także dwa błyszczyki. Coś, do czego wróciłam po latach - błyszczyk Avon plump pout w kolorze mouve. Uwielbiam go za mrowienie, za unikatowy wrzosowy kolor (idealny zamiennik błyszczyku w kolorze Naked od Urban Decay) i za piękny połysk. Ma także bardzo wygodny aplikator w formie pędzelka oraz jest niedrogi (ok. 10 zł). Drugi błyszczyk to produkt z limitowanej edycji Catrice Feathered fall. Jest to pomieszanie brązu, miedzi, czerwieni i różu w dodatkowej obstawie opalizujących drobinek. Jest przyjemnie śliski na ustach, nie klei się i cudnie pachnie brzoskwinią. Szkoda, że limitowany.



Z kosmetyków go oczu szczególnie do gustu przypadł mi tusz L'oreal telescopic extra-black, który był bardzo trwały, pięknie pogrubiał rzęsy u nasady i ładnie rozdzielał na końcach. Bardzo długo był także świeży, więc cieszyłam się nim dobrych kilka miesięcy. Znalazłam także wspaniałą bazę pod tusz, dzięki której z każdego byle jakiego tuszu da się wycisnąć coś fajnego! Jest to odżywka Advanced Activator 6w1 La Luxe. Nie dość, że stanowi ona wspaniały podkład pod tusz, wydłuża i sprawia, że maskara się nie osypuje, to dodatkowo poprawia kondycję rzęs. Przy regularnym stosowaniu przez 5 miesięcy moje rzęsy się wzmocniły, wydłużyły i przestały wypadać. Niestety trudno dostępna.



Mój makijaż opanowały także holograficzne/duochromatyczne eyelinery! Pierwszy to Essence crystal w kolorze blue heaven, który jest mieszanką niebieskości, turkusu, różu i fioletu na bezbarwnej bazie.Na czarnym linerze wygląda TAK. Drugi to produkt od Catrice, niestety z limitowanki Feathered fall. Jego kolor to Peacoctail. Połyskuje dokładnie tak samo jak Essence, jednak różni się brązową podstawą, co daje jeszcze ciekawszy efekt. Niekiedy przypomina kolorem cień Club z MACa. W makijażu zobaczycie go TU.


Do Twarzy również znalazłam dwóch gagatków. Kremowy rozświetlacz Soo glow! od Essence już znacie z TEGO postu. Jest to przepiękna, przyjemna w dotyku i naturalnie wyglądająca tafla w przystępnej cenie. Mój kolor look on the bright side delikatnie wpada w żółć, jest jednak jeszcze jeden różowawy odcień. Ciekawym kosmetykiem jest także baza Porefessional od Benefitu, która robi szał w internecie. Początkowo byłam nią lekko rozczarowana, ponieważ po nałożeniu na nią podkładu, nie widać żadnego jej działania. Jednak w dni, kiedy się nie maluję, nakładam ją, bo przepięknie wyrównuje koloryt, wygładza skórę i zwęża pory na tyle, że bez oporów wychodzę do ludzi bez makijażu. Ci, którzy pragną ją kupić i oczekują od niej fajerwerków, będą rozczarowani, ponieważ tak jak wcześniej wspomniałam, nie spełnia ona swojej roli w zetknięciu z makijażem.


W kategorii pielęgnacja ponownie oczarował mnie olej kokosowy, tym razem sięgnęłam po ten nierafinowany, który obłędnie pachnie. Używam go do olejowania włosów, nawilżania skóry i zmywania makijażu. Pięknie nawilża, natłuszcza i wygładza skórę. Włosy dzięki niemu błyszczą, a demakijaż przy jego użyciu to sama przyjemność. Polubiłam także Antyperspirant Lady Speed Stick Orchard blossom. Głównie uwielbiam go za zapach - świeży, kwiatowy, bardzo przyjemny. Działa też tak, jak na antyperspirant przystało, czyli neutralizuje nasz zapach i daje uczucie komfortu.


Do twarzy kosmetyk tylko jeden, ale za to jaki! Emulsja micelarna marki Anida to naprawę hit. Delikatnie oczyszcza twarz z makijażu, odświeża i nie wysusza skóry. Jest bezzapachowa i bardzo wydajna. Butelka 300 ml wystarcza na około pół roku. Dodatkowo cena jest bardzo zachęcająca - kosztuje zaledwie 10 zł! Dodam, że jest to dokładnie taki sam produkt jak emulsja micelarna Cetaphil, tyle, że większa, tańsza i z lepszym składem. Nic, tylko brać!


Do paznokci wybrałam trzy lakiery. Catrice z limitowanki Feathered fall w kolorze Peacocktail to holograficzna emalia na ciemnej bazie. Błyszczy na czerwień, złoto, fiolet i zieleń. Pięknie kryje przy dwóch warstwach. Wygląda niebanalnie, czego niestety nie udało się uchwycić na zdjęciu. Z lżejszych kolorów mam Golden rose Rich color w kolorze 52. Jest to mleczny, delikatny róż z niewielkim, prawie niewidocznym shimmerem. Wygląda bardzo estetycznie, nieco plastikowo. Jest bezproblemowy w użyciu - szybko schnie i kryje przy drugiej warstwie. Drugi nudziak to Revlon nr 380 o nazwie Elegant, który jest bardzo dyskretny, ledwo widoczny, nie rzucający się w oczy. jest to beż z lekko brązowymi tonami. Idealny do opalonej skóry. Również szybko wysycha i daje pełny kolor przy dwóch warstwach.


Do włosów mam dwa superkosmetyki! Po pierwsze pianka Got2b Volumania, czyli malinowa objętość w sprayu. Sprawia, że włosy lepiej sie układają, nie są oklapnięte, a ich świeżość jest przedłużona. Cudownie pachnie malinami i ma zaskakujący aplikator. Drugi produkt to także Got2b - proszek stylizujący do włosów. Dodaje objętości płaskiej fryzurze, unosi włosy, ponieważ staje się na nich matowy, przez co nie ślizgają się one przy kontakcie ze sobą. Śmierdzi jak sztuczny śnieg i trzeba umieć z nim pracować, jednak efekt jest tego wart!

Tak się prezentują moi ulubieńcy połowy roku 2015. A jacy są Wasi? Dajcie znać jakie odkryliście perełki w tym roku!

Miłego dnia!

8 komentarzy:

  1. Na puder do włosów, to chyba rzeczywiście trzeba mieć patent. Ja go nie mam. Trudny kosmetyk. Emulsja Anidy nie wpadła mi dotąd w oko podczas zakupów, ale jak spotkam, to chętnie wypróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupuję ją w aptece, ale wiem, że w Naturze są produkty tej firmy, więc tam zerknij ;)

      Usuń
  2. Mam pomadkę z GR Velvet Matte w odcieniu 09 i bardzo ją lubię :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam żadnego z Twoich ulubieńców. Jakiś czas temu koniecznie chciałam kupić szminkę Golden Rose ale o niej totalnie zapomniałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo znanych pozycji widzę.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię pomadki z Golden Rose i ich lakiery do paznokci ;). W tym roku odkryłam m.in. błyszczyk z Catrice, podkład z Rimmela Lasting Finish Nude w tubce czy róż z MaxFactor.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A miałam ochotę na tą bazę pod makijaż. Mam jedną pomadkę z GR ale jakoś nie przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo zaciekawiłaś mnie emulsją do mycia twarzy Anida, koniecznie muszę ją wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)