Cześć!
Ponownie
spóźniona jak niechlujny uczeń, przybywam, by pokazać moje zdobycze z grudnia.
Miesiąc świąteczny i, w moim przypadku, urodzinowy, więc kilka rzeczy trafiło
do mojej toaletki. Ciekawi? Zapraszam dalej!
Na początku grudnia postanowiłam sama sobie podarować prezent urodzinowy. Zgrało się to z dniem darmowej dostawy w Minti shopie, więc zamówiłam paletkę, o której myślałam już długo - Balmsai marki Thebalm. Składa się ona z 18 cieni o różnym wykończeniu oraz dwóch szablonów do podkreślania brwi i rysowania kreski na górnej powiece. Bogactwo kolorów pozwala na stworzenie makijażu dziennego, wieczorowego czy nawet czegoś bardziej kolorowego na karnawał. Używałam jej cały grudzień i nadal nie potrafię się do niej w pełni ustosunkować. Testy trwają, recenzja i prezentacja kolorów na pewno się pojawi.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcEo5iKI9h-X9Un8uHSmGSoyRXgBbcQx3NTGRkaUEY8GuhL6RH66_OkjIJr9toGlWaRMVRyzCsvnBid0sz8Q8JifZICeBSiRpeuOEA9KIvkOx5tlVX2U88AqgMlT3pdXz1C-1o8SV5YFNl/s640/styczen+2016+087.JPG)
W
Hebe i Naturze także upolowałam kilka kosmetyków. Na promocji -40% na markę
KOBO kupiłam wreszcie domek dla moich czterech bezdomnych okrągłych cieni.
Paletka jest naprawdę świetnej jakości. Nigdy bym nie pomyślała, że kosztuje 10
złotych. Dorzuciłam do tego cielistą pomadkę nr 115 z serii Fashion color, którą
wyczaiłam w internecie dawno temu i wciąż miałam z tyłu głowy. Z kolei z szafy
Catrice wyłowiłam bezbarwny wosk do brwi w sztyfcie, który, mam nadzieję,
utrzyma moje niesforne włoski w ryzach. Wybrałam także, słynny już, płynny
kamuflaż w kolorze 01, jednak już mogę stwierdzić, że nie będzie on moim
ulubieńcem. W koszykach z wyprzedażami dorwałam także coś, na co polowałam
latem, a co zostało wycofane - matową pomadkę w płynie Glam matte od Loreala w
prześlicznym kolorze cherry pop. O ile
konsystencja, kolor, wykończenie, trwałość i komfort noszenia mnie w niej
zachwycają, o tyle jej migrowanie doprowadza mnie do szału. Muszę poszukać do
niej jakiejś konturówki.
Kupiłam
także suchy szampon w wersji eden, jednak nie pachnie on jakoś szczególnie
wyjątkowo, więc wolę inne jego odmiany. Melon jest bardzo słabo wyczuwalny,
potem uwalnia się jakaś nuta przypominająca cytrynowy krem do rąk z aluminiowej
tubce z lat 90. Moimi faworytami nadal pozostają ten do ciemnych włosów i
zapach wild.
W
Hebe dorwałam sztuczne rzęsy marki Eyelure, a właściwie zestaw startowy,
zawierający aplikator, dwa kleje i oczywiście rzęsy. Jest to wersja 118, która
wygląda bardzo ładnie i naturalnie. Niezbyt tania impreza, ponieważ kosztuje to
32 złote, ale pociesza mnie fakt, że kleju jest sporo, a aplikator jest
wielokrotnego użytku.
Przejdźmy
do Biedronki, a tam - same cuda! Po pierwsze - limitowane serie Bell z
wyłącznością dla Biedronki to bardzo ciekawy pomysł. Założenie jest takie, że
mają zmieniać się co dwa miesiące. Z najnowszej Shine&chic wybrałam dwa
cienie - mocno połyskujące beż i brąz. Mają one bardzo wyjątkowe wykończenie,
gdyż drobinki całkowicie je dominują. Beż można rozetrzeć do zera, by zostały
same błyszczące iskierki, a brąz ma tak nietypowy kolor, przełamany szarością,
że wow. Są piękne.
Po
drugie - w Biedronce pojawiła się szafa Vollare. Jest to polska gałąź marki
Verona, siostra Ingrid. Do tej pory nie patrzyłam na te kosmetyki zbyt chętnie,
jednak coś się zmieniło. Kolory, formuły, opakowania zaczęły wreszcie
dopasowywać się do obowiązujących standardów, przez co skusiłam się na
rozświetlacz o nazwie Elegance shimmer powder. Ma on ogromną pojemność, kolor
jasny i neutralny, jest bezdrobinkowy. Daje naprawdę ciekawe wykończenie. Jest
dość intensywny i ładnie odbija światło. Będzie świetny dla jasnych karnacji,
które maja odruch wymiotny na wszystkie rozświetlacze, ze złotym połyskiem (a
większość z nich właśnie w takim odcieniu jest tworzona). Naprawdę warto się
przyjrzeć szafie Vollare.
Zdecydowałam
się także na zamówienie z Inglota. Uwielbiam ich cienie i właśnie z myślą o
nich dokonałam zakupu, gdyż chciałam rozdzielić moją gromadkę na odcienie neutralne
i na bardziej szalone kwadraciki. Kupiłam więc paletę magnetyczną na 10 cieni i
podzieliłam rodzinę na dwie. Dorzuciłam także rzęsy z wyprzedaży, które - o ile
są piękne, o tyle tak źle wyprofilowane, że raczej nie da się ich nosić.
Niemniej podejmę taką próbę i dam Wam znać. Kosztowały 5 złotych. Gratis
dostałam próbkę bazy pod podkład. Dla tych, którzy nie wiedzą, dodam, że w
Inglocie jest hipertania przesyłka kurierem - 5 złotych, więc tym bardziej
warto tam robić zakupy online.
Na
Allegro kupiłam bardzo polecany przyspieszacz wysychania lakieru Sally hansen
Insta dri, którym wstępnie jestem zachwycona. Więcej o nim napiszę już
niedługo.
A na
deser mój prezent gwiazdkowy od mego Lubego - paleta In thebalm of your hand
firmy Thebalm, skupiająca w sobie bestsellery marki. Mamy tu kultowy
rozświetlacz Mary-Lou manizer, brązer Bahama mama, róż Hot mama, róż Instain w
kolorze Argyle, róż Cabanaboy, kremowy róż w odcieniu Caramel, czerwoną pomadkę
Mia moore oraz cztery cienie do powiek, w tym jeden matowy. Całość stwarza
bardzo dobre wrażenie, podoba mi się także to, że produkty kremowe są
oddzielone od pudrowych. Recenzja tej palety także się pojawi, choć muszę
jeszcze chwilę z nią popracować.
To
już wszystkie zdobycze grudnia, moje małe, słodkie grzeszki ;) A co Wy
upolowałyście ostatnio? A może macie któryś z tych kosmetyków? Dajcie znać!
Miłego
dnia!
świetne zdobycze :) paletkę the Balm też dostałam na gwiazdkę od chłopaka :D zaciekawił mnie ten sztyft do brwi - nie wiedziałam, że mają coś takiego w ofercie. na kamuflaż też poluję ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie i zachęcam do brania udziału w rozdaniu: http://www.mybeautybag.pl
Bardzo fajna lista, wszystkie paletki wyglądają super :).
OdpowiedzUsuńrewelacyjne kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuń