9 lutego 2016

Zdobycze grudnia 2015

Cześć!
Ponownie spóźniona jak niechlujny uczeń, przybywam, by pokazać moje zdobycze z grudnia. Miesiąc świąteczny i, w moim przypadku, urodzinowy, więc kilka rzeczy trafiło do mojej toaletki. Ciekawi? Zapraszam dalej!

Na początku grudnia postanowiłam sama sobie podarować prezent urodzinowy. Zgrało się to z dniem darmowej dostawy w Minti shopie, więc zamówiłam paletkę, o której myślałam już długo - Balmsai marki Thebalm. Składa się ona z 18 cieni o różnym wykończeniu oraz dwóch szablonów do podkreślania brwi i rysowania kreski na górnej powiece. Bogactwo kolorów pozwala na stworzenie makijażu dziennego, wieczorowego czy nawet czegoś bardziej kolorowego na karnawał. Używałam jej cały grudzień i nadal nie potrafię się do niej w pełni ustosunkować. Testy trwają, recenzja i prezentacja kolorów na pewno się pojawi.

W Hebe i Naturze także upolowałam kilka kosmetyków. Na promocji -40% na markę KOBO kupiłam wreszcie domek dla moich czterech bezdomnych okrągłych cieni. Paletka jest naprawdę świetnej jakości. Nigdy bym nie pomyślała, że kosztuje 10 złotych. Dorzuciłam do tego cielistą pomadkę nr 115 z serii Fashion color, którą wyczaiłam w internecie dawno temu i wciąż miałam z tyłu głowy. Z kolei z szafy Catrice wyłowiłam bezbarwny wosk do brwi w sztyfcie, który, mam nadzieję, utrzyma moje niesforne włoski w ryzach. Wybrałam także, słynny już, płynny kamuflaż w kolorze 01, jednak już mogę stwierdzić, że nie będzie on moim ulubieńcem. W koszykach z wyprzedażami dorwałam także coś, na co polowałam latem, a co zostało wycofane - matową pomadkę w płynie Glam matte od Loreala w prześlicznym kolorze cherry pop.  O ile konsystencja, kolor, wykończenie, trwałość i komfort noszenia mnie w niej zachwycają, o tyle jej migrowanie doprowadza mnie do szału. Muszę poszukać do niej jakiejś konturówki.
Kupiłam także suchy szampon w wersji eden, jednak nie pachnie on jakoś szczególnie wyjątkowo, więc wolę inne jego odmiany. Melon jest bardzo słabo wyczuwalny, potem uwalnia się jakaś nuta przypominająca cytrynowy krem do rąk z aluminiowej tubce z lat 90. Moimi faworytami nadal pozostają ten do ciemnych włosów i zapach wild.
W Hebe dorwałam sztuczne rzęsy marki Eyelure, a właściwie zestaw startowy, zawierający aplikator, dwa kleje i oczywiście rzęsy. Jest to wersja 118, która wygląda bardzo ładnie i naturalnie. Niezbyt tania impreza, ponieważ kosztuje to 32 złote, ale pociesza mnie fakt, że kleju jest sporo, a aplikator jest wielokrotnego użytku.

Przejdźmy do Biedronki, a tam - same cuda! Po pierwsze - limitowane serie Bell z wyłącznością dla Biedronki to bardzo ciekawy pomysł. Założenie jest takie, że mają zmieniać się co dwa miesiące. Z najnowszej Shine&chic wybrałam dwa cienie - mocno połyskujące beż i brąz. Mają one bardzo wyjątkowe wykończenie, gdyż drobinki całkowicie je dominują. Beż można rozetrzeć do zera, by zostały same błyszczące iskierki, a brąz ma tak nietypowy kolor, przełamany szarością, że wow. Są piękne.
Po drugie - w Biedronce pojawiła się szafa Vollare. Jest to polska gałąź marki Verona, siostra Ingrid. Do tej pory nie patrzyłam na te kosmetyki zbyt chętnie, jednak coś się zmieniło. Kolory, formuły, opakowania zaczęły wreszcie dopasowywać się do obowiązujących standardów, przez co skusiłam się na rozświetlacz o nazwie Elegance shimmer powder. Ma on ogromną pojemność, kolor jasny i neutralny, jest bezdrobinkowy. Daje naprawdę ciekawe wykończenie. Jest dość intensywny i ładnie odbija światło. Będzie świetny dla jasnych karnacji, które maja odruch wymiotny na wszystkie rozświetlacze, ze złotym połyskiem (a większość z nich właśnie w takim odcieniu jest tworzona). Naprawdę warto się przyjrzeć szafie Vollare.
Zdecydowałam się także na zamówienie z Inglota. Uwielbiam ich cienie i właśnie z myślą o nich dokonałam zakupu, gdyż chciałam rozdzielić moją gromadkę na odcienie neutralne i na bardziej szalone kwadraciki. Kupiłam więc paletę magnetyczną na 10 cieni i podzieliłam rodzinę na dwie. Dorzuciłam także rzęsy z wyprzedaży, które - o ile są piękne, o tyle tak źle wyprofilowane, że raczej nie da się ich nosić. Niemniej podejmę taką próbę i dam Wam znać. Kosztowały 5 złotych. Gratis dostałam próbkę bazy pod podkład. Dla tych, którzy nie wiedzą, dodam, że w Inglocie jest hipertania przesyłka kurierem - 5 złotych, więc tym bardziej warto tam robić zakupy online.
Na Allegro kupiłam bardzo polecany przyspieszacz wysychania lakieru Sally hansen Insta dri, którym wstępnie jestem zachwycona. Więcej o nim napiszę już niedługo.

A na deser mój prezent gwiazdkowy od mego Lubego - paleta In thebalm of your hand firmy Thebalm, skupiająca w sobie bestsellery marki. Mamy tu kultowy rozświetlacz Mary-Lou manizer, brązer Bahama mama, róż Hot mama, róż Instain w kolorze Argyle, róż Cabanaboy, kremowy róż w odcieniu Caramel, czerwoną pomadkę Mia moore oraz cztery cienie do powiek, w tym jeden matowy. Całość stwarza bardzo dobre wrażenie, podoba mi się także to, że produkty kremowe są oddzielone od pudrowych. Recenzja tej palety także się pojawi, choć muszę jeszcze chwilę z nią popracować.
To już wszystkie zdobycze grudnia, moje małe, słodkie grzeszki ;) A co Wy upolowałyście ostatnio? A może macie któryś z tych kosmetyków? Dajcie znać!
Miłego dnia!

3 komentarze:

  1. świetne zdobycze :) paletkę the Balm też dostałam na gwiazdkę od chłopaka :D zaciekawił mnie ten sztyft do brwi - nie wiedziałam, że mają coś takiego w ofercie. na kamuflaż też poluję ;)

    zapraszam do mnie i zachęcam do brania udziału w rozdaniu: http://www.mybeautybag.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna lista, wszystkie paletki wyglądają super :).

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)