6 marca 2015

Przegląd kosmetyczki: brązery

Cześć!
Dawno temu zapoczątkowałam na blogu serię Przegląd kosmetyczki. Pokazałam Wam już moje róże (TU i TU), a dziś chciałabym pokazać Wam brązery. Produktów tego typu w mojej toaletce nie znajdziemy zbyt wiele - jest ich zaledwie trzy i każdy z nich jest inny. Zaczynamy!



Chanel - Soleil tan de Chanel


Kultowy produkt w musie, który służy raczej do dodawania opalenizny niż do konturowania twarzy. A to dlatego, że jego kolor to ciepły brąz przełamany pomarańczem. Nie zgodzę się z tymi głosami, które mówią, że on nie jest pomarańczowy. Nie oszukujmy się - jest. Ale nie jest to jego minusem, ponieważ odpowiednio roztarty stwarza wrażenie pięknej, naturalnej skóry muśniętej słońcem. Brązer jest okrutnie wydajny i absolutnie niemożliwym jest zużycie go w terminie ważności - jego waga to aż 30 gramów. Opakowanie jest bardzo eleganckie i solidne, zawiera też dodatkową osłonkę, chroniącą produkt przed ewentualnymi zanieczyszczeniami. Delikatny, pudrowy zapach i wysoka cena (ok. 200 zł) przypominają o tym, jak bardzo eksluzywny jest to kosmetyk. Na twarzy zachowuje się jak druga skóra, pięknie się wtapia, nie tworzy nienaturalnie wyglądającej warstwy. Nie jest także suchy i matowy, ale raczej lekko wilgotny i dający wrażenie świeżej skóry. Ogromnym minusem jest fakt, że ze względu na swoją konsystencję brązer chwyta wszystko z powietrza oraz pędzli - wszelkie paproszki, włoski i inne ustrojstwa, mimo dużej uwagi poświęconej higienie tegoż produktu, są obecne i niemal niemożliwe do usunięcia.

W7 - Honolulu


Kolejny popularny kosmetyk, a to za sprawą małej inspiracji kultowym brązerem Hoola marki Benefit. Honolulu ma chłodny brązowy kolor, który idealnie sprawdza się do konturowania. Jest matowy, ale nie suchy. Odrobinę pyli przy aplikacji puchatym pędzlem. Ładnie, równo się rozprowadza i wygląda dość naturalnie. Nie robi plam i jest trwały. Opakowanie jest kobiece i urocze, choć szybko się niszczy. Brązer jest wydajny, ponieważ cechuje go wysoka pigmentacja, a jego waga to 6 gramów. Dostaniemy go w Internecie i niesieciowych drogeriach. Koszt Honolulu to ok. 13 złotych.

Essence - Creamylicious Chocolate shake


Błyszczące cacko zlimitowanej edycji zachwyca nietypowym efektem. Stwarza błyszczącą złoto-brązową taflę z dodatkowymi złotymi, ale nienachalnymi drobinkami. Jest idealny na lato, bo piękny błysk podkreśli naturalną opaleniznę. Warto wspomnieć, że przepięknie wygląda zarówno w słońcu, jak i na zdjęciach. Jest to produkt wypiekany, a więc bardzo wydajny. Zawiera w sobie "robaczki" różnych kolorów od ciemnego brązu, przez jasne złoto, aż do pięknego beżu, który byłby idealnym rozświetlaczem, gdyby funkcjonował solo. Brązer okropnie pyli przy nakładaniu pędzlem, ale można mu to wybaczyć przez niemal niezauważalne zużycie. Opakowanie jest bardzo ładne, eleganckie i naprawdę dobrze wykonane. Przypomina pudełeczka dużo droższych kosmetyków marki MAC. Kosmetyk kosztował ok. 13 złotych i jest już totalnym unikatem. Jego minusem jest zapach przywodzący na myśl plakatówki z lekcji plastyki w podstawówce.

Na koniec próbki kolorów obok siebie:



Opowiedziałam Wam o moich brązerach. Wszystkie je bardzo lubię i polecam. A Wy macie swoich ulubieńców w tej kategorii? Polećcie mi swoich faworytów!

Miłego dnia!

8 komentarzy:

  1. Z tej trójki najbardziej interesujący jest dla mnie produkt Honolulu. Sama mam bronzer Loreala. Teraz rozglądam się za czymś w chłodniejszym odcieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten z Essence rzeczywiście jest unikatowy, nie dość że prezentuje się wspaniale, to i kolorystycznie nadaje się do wielu zadań - do ciała i do twarzy idealny .

    OdpowiedzUsuń
  3. bronzer Chanel król wśród bronzerów owiany złotą sławą

    OdpowiedzUsuń
  4. Żadnego z nich nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W7 kusiło mnie od dawna, ale w efekcie mam Ultra bronze z Revolution i to był strzał w 10! Idealny dla bladziochów :)
    Dodaję się do obserwatorów i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Honolulu bardzo mi się podoba i chciałabym go wypróbować :) Boję się tylko, że mogłabym zrobić sobie nim "krzywdę", bo mam bardzo jasną karnację, a jego pigmentacja jak widzę jest całkiem niezła :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odcień Honolulu najbardziej mi się podoba, jest taki elegancki, sama myślałam o nim, ale mam tyle bronzerów, że muszę je sukcesywnie zużywać zanim kupię Honolulu :P

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)